6:00 rano! Budzik, kawa, łazienka w różnej kolejności. Tak zazwyczaj zaczyna się roboczy dzień obywatela IV RP. Koszula, krawat, buty…wszystko perfekcyjne i profesjonalne jak zawsze. Jeszcze tylko uwodzicielskie spojrzenie w lustro….jak wspaniale być mną. Pan w średnim wieku ruszył z kopyta do pracy, której zawsze pragnął, a która nigdy jeszcze nie przyniosła mu satysfakcji. Jest jednak potrzebny, ma prestiż, 3 litowy samochód i sekretarkę. Żyć nie umierać, żeby jeszcze tylko żona mniej truła, że sekretarka za młoda. Do pracy Pan dostaje się w furii. K…, ch…, pi… to rytuał codziennego poranka w drodze do swego miejsca pracy. Wreszcie jest, upragnione biuro. Dlaczego się spóźnił? To jasne to wszystko ich wina, tych, co stali w korku i tych, co jechali przed nim, nawet tych, co jeszcze śpią, ich wszystkich! Nic tak wspaniale nie wpływa na poprawę humoru jak zgnojenie swojego podwładnego. Przecież zależy mu na pracy, nie podskoczy, wszyscy wiedzą, że spłaca kredyt za mieszkanie a na jego miejsce…. (Znamy pieprzenie szefa o 10 innych na Twoje miejsce). Po skonsumowaniu śniadania, wypiciu, kawy, wrzuceniu coś na ząb jest już koło południa, więc można za coś się zabrać. Pracować? Nie.. Jego motto to: „do roboty są woły i traktory”. Inni to zrobią, po to tu są. On jest by okazywali mu szacunek i by mógł kontrolować. To jego ulubione słowo jak i zajęcie. Kontrola, wszystkiego i wszystkich wokół. Tylko wtedy naprawdę czuje, że ma rękę na pulsie, że nikt nie knuje przeciw niemu. Nie jest na najwyższym stanowisku tylko, dlatego, że ktoś podkopuje jego autorytet u szefa, przecież są przyjaciółmi. Kiedy ktoś chce zamienić słowo oczywiście słyszy…”Jestem spóźniony, nie zawracaj mi głowy..”. Tak mija 8 długich godzin ciężkich starań by nie robienie absolutnie niczego wyglądało na ciężko i sumiennie wykonywaną pracę. Po opuszczeniu swego biura czeka go ciężkie życie rodzinne. Znowu żona nad wyraz artykułuje swe niezadowolenie z jego przyzwyczajeń. Dzieci….cholera, żeby jeszcze pamiętał czy je ma. Gdyby nie znikały mu pieniądze z konta na ich utrzymanie pewnie ich brak nie był by aż tak bolesny. Po obiedzie zmęczenie sięga zenitu. Jak można tak wykańczać człowieka….”no i byłem w pracy”. Tak w przybliżeniu przemija czas od poniedziałku do piątku. Wraz z sobotą przychodzi przemiana. Ten nadęty dupek przeistacza się w miłego szastającego sianem gościa, co pozwala skorzystać raz po raz nawijającym się kelnerom czy barmanom. W sumie da siego nawet lubić jak akurat trafisz darmowego drinka. Nie zapomnij wtedy podziękować, co najmniej 3 razy aż dobroczyńca machnie niedbale dłonią byś już dał spokój. To wśród tego typu ludzi coś jak zdjęcie kapelusza wśród dżentelmenów. Pokłady „luzu”, jakie w nim drzemią cały tydzień, dają się zauważyć w kwiecistych koszulach, drinkach z parasolką, czy sandałach noszonych na skarpetki. Ten luz aż bije po oczach wszystkich przypadkowych przechodniów. Jego wygląd wydaje się mówić, „mam 40 lat, ale dobry gadżet jak ryczące BMW jest największym wyznacznikiem mojej męskości. Zaraz na drugim miejscu jest 17 letni syn. Weekend pochłonąć musi tyle tysięcy złotych ile przykrych spraw go spotkało w tygodniu. Pan ważny, bo nikt nie zaprzeczy, że jest (niech spróbuje) jest pewien, że żadna znacząca postać, która miała przyjemność go spotkać na swej drodze nie zapomni tego wrażenia, jakie towarzyszy spotkaniu jego światłej postaci. Pamiętaj, więc zwykły, szary, myślący człowieku. Nie rób głupków z pochłoniętych sobą karierowiczów i nie odbieraj im szansy wykazania się w tej dziedzinie, przecież wszystko robią najlepiej.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)
Dodaj komentarz